Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 czerwca 2012

rozdział dziewiąty .♥


Następnego dnia obudziłam się tuz obok niego, spal przytulony do mnie, aż żal było mi go budzić. Wyszłam delikatnie z lóżka, żeby wziąć prysznic, gdy wychodziłam już z niego to drzwi od łazienki otwarł mi mój przystojniak. Wyglądał bosko, chciałam jeszcze raz przeżyć to, co robiliśmy prawie cala noc. Po raz pierwszy od czasu gwałtu nie bałam się tego, chciałam wciąż z nim to robić, no, ale po pewnym czasie zrobiłoby się to w końcu nudne. Szykowałam się, podczas gdy mój mężczyzna brał prysznic. Później poszliśmy się przejść do parku, mieliśmy się tam spotkać z moim bratem i jego dziewczyną. Gdy usiedliśmy na ławce na której mieliśmy się spotkać dostałam eskę od Angeli. :

Angeel. ; ** - Aaaaaa! Alice.; (( On miał wypadek!! Karetka go właśnie zabrała!! Jest w ciężkim stanie. Błagam przyjedźcie do szpitala.;((!

Czytając tą eskę łzy zbierały mi się, doczytując koniec wybuchłam głośnym płaczem. Od razu poprosiłam Martina żeby mnie tam zawiózł, musiałam tam być, nie mogłam go zostawić! Był wszystkim dla mnie. Gdy dojechaliśmy na miejsce akurat miał operacje, widziałam Angele, która była strasznie załamana. Od razu do niej podbiegłam przytulając ja i pytając ja co się stało lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi prócz jej płaczu. Po dobrej godzinie zauważyłam lekarza, do którego od razu podbiegłam.
- panie doktorze, co z nim!? Co mu się stało!? Proszę mi powiedzieć – krzyczałam do niego płacząc
- przepraszam, ale nie mogę za dużo powiedzieć. David miał poważny wypadek, został potrącony przez rozpędzony samochód, próbujemy go uratować, ale ma małe szanse na przeżycie. Przepraszam, ale musze już iść.
Słysząc słowa lekarza stanęłam jak wryta, w mojej głowie wciąż były słowa „próbujemy go uratować, ale ma małe szanse na przeżycie.” Podeszłam do Angeli i Martina, który ja właśnie pocieszał, nie wiedziałam, co mam powiedzieć, dlatego nie powiedziałam nic po prostu wtuliłam się w nich i zaczęłam głośno płakać. Po dwóch godzinach przyjechała zapłakana mama, która również dopytywała nas, co się stało. Żadne z nas nie potrafiło jej na to odpowiedzieć. W końcu lekarze pozwolili nam wejść do Davida do Sali, z jednej strony łóżka siedziała trzymająca go za rękę Angela, a z drugiej ja. Nie chciałam go puścić, nie mogłam, nie potrafiłam. Był wszystkim, co miałam nie mogłam pozwolić mu odejść, nie wtedy, nie w taki sposób. Miał być ojcem, co z dzieckiem?! Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na miliony myśli. Siedziałam wpatrzona w niego, gdy nagle słyszałam ciągnący się sygnał. Przybiegli lekarze, zrobili reanimacje, która nie pomogła, wiec odcięli go od aparatury i stwierdzili zgon.


3 dni później

I stałam tam bez ruchu ledwo trzymając się na nogach.Blada,zapłakana, z podpuchniętymi oczami i pustką wypisaną na twarzy trzymałam za rękę swojego brata ubranego w czarny garnitur i trzęsącego się jak mała dziewczynka.Czułam chłód tego miejsca,czułam ból,strach i niewyobrażalną tęsknotę.Próbowałam się uspokoić,wyciszyć liczyłam nawet w myślach, do 10 ale będąc przy ósemce czułam się jeszcze gorzej.Ksiądz chyba coś mówił nie wiem, nie pamiętam.Organista chyba coś śpiewał, nie wiem, nie dane było mi usłyszeć.Nagle znalazłam się na zewnątrz otoczona przez ciemne bezkształtne postacie niosące w dłoniach wieńce żałobne.'Pora się pożegnać'usłyszałam szept tuż nad prawym uchem,spojrzałam w górę a mym oczom ukazały się zielone tęczówki,nawet one nie przyniosły ukojenia,nie tym razem.Zaraz zza tego smutnego spojrzenia dostrzegłam czarną niczym węgiel trumnę wolno opuszczaną ku ziemi.Chyba wtedy wreszcie do mnie dotarło, w końcu się ocknęłam.Straciłam brata, straciłam przyjaciela, nieodwołalnie go straciłam.Zamrożone serce roztrzaskało się na miliard drobnych kawałków.Przeraźliwy krzyk matki i gdzieś kilkaset tysięcy metrów dalej krzyk nowonarodzonego dziecka, no tak cud narodzin. Ktoś stracił życie ktoś je otrzymał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz